- Autor: Mark Lowen
- BBC News, Walencja
W czwartek w 14-piętrowym apartamentowcu w hiszpańskiej Walencji wybuchł pożar, w którym zginęło 10 osób. Mark Lowen z BBC rozmawiał z ostatnią parą uratowaną z piekła.
„Kiedyś wyskoczyliśmy z mieszkania na balkon, zobaczyliśmy wokół siebie płomienie i myśleliśmy, że tam umrzemy” – mówi Sarah George.
„Ale powiedziałam mojemu chłopakowi: «Nie chcę umierać. Okoliczności wokół nas mówią nam, że tak się stanie, ale wiem, że to nie nasz czas» – dodaje.
26-latka z Portugalii i jej chłopak z Belgii byli parą na nagraniu wideo przedstawiającym ich dramatyczną akcję ratunkową z pożaru w Walencji, która miała miejsce w czwartek, a strażacy przenieśli ją w bezpieczne miejsce, gdy płomienie rozprzestrzeniały się wokół nich, a widzowie wychwalali coś, co wyglądało na cud.
Podczas jego pierwszego wywiadu z międzynarodowym dziennikarzem rozmawiamy w hotelu, do którego się przeprowadzili.
Sarah i jej chłopak pracowali w mieszkaniu w nadmorskim hiszpańskim miasteczku, kiedy usłyszeli syreny alarmowe. Ogień wybuchł w sąsiednim czternastopiętrowym budynku.
W ciągu kilku minut otoczyła wieżę. Ich blok był połączony mostem, a ogień szybko rozprzestrzenił się na budynek, w którym mieszkali na ósmym piętrze.
„Na początku myśleliśmy, że jest bardzo nisko, ponieważ nie widzieliśmy żadnego dymu” – wspomina. „Otworzyliśmy drzwi i sąsiadka powiedziała, że powinniśmy wyjść na ulicę. Zebraliśmy więc trochę rzeczy, ale kiedy wyszliśmy, dwie kobiety, które mieszkały naprzeciwko, wydawały się mieć wszystko pod kontrolą i kazały nam zostać w domu. Weszliśmy więc do środka. … To było takie głupie. Wkrótce zaczęliśmy widzieć dym.
Zanim zdecydowali się wyjechać, ich budynek stanął w płomieniach i nie mogli zejść na ganek.
Wiatr wiejący z prędkością do 60 km/h zmieniał kierunek i podsycał płomienie w stronę części budynku. Wskoczyli więc na boczny balkon.
„Odmówiliśmy przytulania, ponieważ był to znak porzucenia” – mówi. „Daliśmy sobie małego całusa i potem zaczęliśmy widzieć strażaków zbliżających się do nas”.
Para myślała, że akcję ratunkową rozpocznie pierwszy strażak, ale on przygotował teren i nalał wody, aby druga ekipa mogła wyruszyć na górę.
Sarah pamięta, jak pośród chaosu wielokrotnie krzyczała: „Przyjdź i uratuj nas”. Ponad godzinę czekali na balkonie, rozbijając szybę i wspinając się na górę. W końcu dojechał do nich kolejny strażak za pomocą dźwigu.
Byli ostatnią parą ocaloną z płonących ruin ich wieży. Według doniesień w wyniku pożaru zginęło 10 osób.
„Dopiero kiedy zeszliśmy na ziemię, zdaliśmy sobie sprawę, że wszyscy patrzą, jak schodzimy na dół, i wtedy obejrzeliśmy wideo” – mówi. „Wtedy zdaliśmy sobie sprawę, jakie mieliśmy szczęście”.
Dwa dni później Sarah czuje się odrętwiała i nadal nie może uwolnić się od emocji. Ale kiedy widzi parę z mieszkania obok niej, łzy płyną, gdy się obejmują. Manuel Diaz mówi mi, że jego dziewczyna, która była w domu, gdy wybuchł pożar, była w szoku.
„Czujemy mentalną walkę” – mówi – „ponieważ straciliśmy wszystko, ale żyjemy. To jest najważniejsze”.
Wszczęto dochodzenie w sprawie pożaru, który wybuchł w mieszkaniu w dużej wieży i szybko się rozprzestrzenił. Podejrzewa się, że głównym czynnikiem jest okładzina – materiał zastosowany na elewacji – który został zakazany w 2019 r. ze względu na jego łatwopalność, ale od tego czasu nie został usunięty z budynków, w których go zastosowano.
Sarah mówi mi, że wieżę zbudowano tanio, a infrastruktura jest uboga z powodu częstych powodzi. Kiedy pada deszcz, ściany mieszkania na piętrze zostają zalane. Ekipy naprawcze przemalują i odejdą.
„Było wiele czerwonych flag” – mówi. „Ale ludzie tam mieszkają – mieliśmy wygodne mieszkanie, więc zostaliśmy. Teraz nie rozumiem, dlaczego po zakazie pozwolili, żeby to coś zostało w budynku. Któregoś dnia bardzo wiało i trochę wiało. Odleciało. „
Wieże są teraz tylko poczerniałymi skorupami, z których wysysa się życie. W miejscu, w którym wybuchł pożar, było 138 mieszkań i około 450 mieszkańców.
Ewakuowano, że ewakuowani będą przebywać w hotelach do końca tego miesiąca, a następnie zostaną zakwaterowani w nowo wybudowanych domach socjalnych. Mieszkańcy uruchomili stronę zbiórki na GoFundMe, aby pomóc w pokryciu wydatków, w tym w opłaceniu pogrzebów tych, którzy nie dotarli.
Na głównym placu Walencji przed ratuszem mieszkańcy zebrali się na kilka minut ciszy. Głowy są pochylone, niektórzy ocierają łzy. Następnie następuje gromkie brawa dla strażaków i niektórych rodzin pogrążonych w żałobie.
Sarah twierdzi, że od chwili wybuchu pożaru nie może skontaktować się ze strażakami. Kiedy to zrobili, uścisnęli swoich ratowników i szybko zostali przeniesieni do namiotu medycznego, a następnie do szpitala na badania.
„Kiedy byliśmy na balkonie, widziałem strażaków patrzących prosto na nas. To była nadzieja. Poczułem, że nie mogą nas tam zostawić. Nie mam słów, żeby im podziękować. Nie musieli ryzykować życia, ale zdecydowali się to zrobić, żebyśmy mogli żyć. To jedyny powód.
Powstrzymuje łzy. „Czujemy się bardzo szczęśliwi. To dziwne uczucie: szczęście zmieszane z wolą życia. Może jutro zdam sobie sprawę, jak naprawdę się czuję”.