- autor, Sir Johna Curtisa
- Rola, Profesor nauk politycznych na Uniwersytecie Strathclyde
Trzy ostatnie sondaże opinii publicznej przewidywały, że Partia Pracy jest na dobrej drodze do zdobycia zdecydowanej większości w wyborach powszechnych.
Czy zatem konserwatyści naprawdę są na dobrej drodze do „wymazania” wyborów? A może powinniśmy być sceptyczni wobec wyników sondażu?
Po pierwsze, co mówią nam badania opinii publicznej w starym stylu – takie, w których zazwyczaj przeprowadza się wywiady z 1 do 2000 osób w celu oszacowania udziału partii w głosach w całej Wielkiej Brytanii?
Co najmniej 16 firm przeprowadziło co najmniej jedno badanie w ciągu siedmiu dni od poniedziałku ubiegłego tygodnia.
W tych sondażach średnie poparcie Partii Pracy wyniosło 41%, czyli o trzy punkty mniej niż wtedy, gdy Rishi Sunak ogłaszał wybory.
Nadal jednak mają 20 punktów przewagi nad konserwatystami, którzy mają obecnie 21%, czyli o trzy punkty mniej niż na początku kampanii.
Według tych regularnych sondaży kampania premiera nie odniosła sukcesu w zmniejszaniu przewagi Partii Pracy.
Partią, która osiągnęła zyski, jest Partia Reform w Wielkiej Brytanii.
Odkąd Nigel Farage ogłosił się liderem i kandyduje, poparcie dla reform wzrosło o pięć punktów w porównaniu z początkiem kampanii.
Liberalni Demokraci również nieznacznie wzrosła – obecnie na poziomie 11% – z jednopunktowym wzrostem w trakcie kampanii. Tymczasem Partia Zielonych utrzymuje 6%, od których zaczynała.
Oczywiście regularne sondaże nie zawsze były prawidłowe. Ale dwie rzeczy wyróżniają się z tych liczb.
Po pierwsze, tylko 62% osób stwierdziło, że oddałoby głos na Partię Konserwatywną lub na Partię Pracy.
Byłby to rekordowo niski poziom, odkąd Partia Pracy po raz pierwszy stała się głównym konkurentem konserwatystów w 1922 roku.
Po drugie, Partia Konserwatywna nigdy nie była w sondażach tak nisko – przynajmniej w wyborach powszechnych.
„megaankiety” MRP
Ale co z sondażami, które przewidywały dużą, a w niektórych przypadkach bardzo dużą większość dla Partii Pracy?
Ostatnie trzy pochodzą z firm ankieterskich YouGov, Savanta i More in Common i wykorzystują tak zwany model wielopoziomowej regresji i stratyfikacji (MRP).
Zwykle przeprowadzają wywiady ze znacznie większą liczbą wyborców, w niektórych przypadkach nawet z 40 000.
Ponieważ przeprowadzają wywiady z wieloma osobami, mogą zobaczyć, jak osoby o różnych cechach demograficznych – takich jak płeć, wiek i wykształcenie – prawdopodobnie podzielą swoje wsparcie między stronami.
Tymczasem źródła takie jak Census mówią nam, ile osób w każdej grupie demograficznej mieszka w każdym okręgu wyborczym.
Łącząc te dwa źródła danych, statystycy mogą oszacować, ile osób prawdopodobnie zagłosuje na każdą partię w każdym okręgu wyborczym.
W rezultacie sondaże MRP dają nam wyobrażenie o tym, jak różne były wzloty i upadki poparcia partii w całym kraju od ostatnich wyborów. W naszym systemie wyborczym różnica ta może odgrywać główną rolę w ustaleniu, ile mandatów zdobędzie każda partia.
Wszystkie ostatnie sondaże MRP sugerują, że konserwatyści mogą zdobyć mniej mandatów niż w jakichkolwiek poprzednich wyborach. Ich najniższy poziom w historii wyniósł 156 w 1906 roku.
Jednak ich szacunki dotyczące liczby parlamentarzystów konserwatywnych, którzy zostaną zwróceni, wahały się w szerokim zakresie i wahały się od 53 do 155.
Dlaczego więc wszystkie szacunki są tak niskie? Dlaczego są tak różne?
Wszystkie te sondaże sugerują, że konserwatyści tracą poparcie bardziej w okręgach wyborczych, których próbują bronić, niż w mandatach, które są już w rękach opozycji.
Jeśli stanie się to 4 lipca, konserwatyści stracą o wiele więcej mandatów, niż gdyby ich poparcie wszędzie spadło o mniej więcej taką samą kwotę.
Jednak sondaże MRP nie są zgodne co do stopnia, w jakim liczba głosów konserwatystów spadła na obecnie zajmowanych mandatach.
Na przykład portal More in Common szacuje, że w okręgach wyborczych, w których w 2019 r. konserwatyści mieli co najmniej 25 punktów przewagi nad drugim kandydatem Partii Pracy, liczba głosów na torysów spadła obecnie średnio o 23 punkty.
Dla kontrastu w przypadku mandatów, na których Partia Pracy zajęła pierwsze miejsce, a Konserwatyści ostatni raz, drugie miejsce, ich zdaniem poparcie konserwatystów spadło o 12 punktów, czyli o 11 punktów mniej.
„Bezpieczniejsze siedzenia”
Jednak w swoim sondażu, który sugerował, że konserwatyści mogą zdobyć co najmniej 53 mandaty, Savanta i Evocation Calculus oszacowały różnicę między obydwoma rodzajami mandatów w średnim spadku poparcia konserwatystów na 21 punktów.
Z ich sondażu wynika, że poparcie dla konserwatystów na ich najbezpieczniejszych stanowiskach spadło średnio aż o 33 punkty.
Nikt nie może być pewien, gdzie pomiędzy tymi dwoma szacunkami leży prawda. Jak najlepiej oszacować rozbieżność w bezprecedensowo ostrym spadku poparcia konserwatystów, jest tematem debaty w środowisku wyborczym.
Istnieją jednak uzasadnione podstawy, aby sądzić, że taki wzór się pojawi.
Średnie poparcie dla konserwatystów jest obecnie o 24 punkty niższe niż w 2019 r., jak wynika z regularnych badań opinii publicznej w Wielkiej Brytanii. Jednak w 2019 r. partia ta zdobyła niecałe 24% głosów na aż 100 mandatów, więc jeśli sondaże okażą się trafne, poparcie konserwatystów z pewnością gdzie indziej spadnie jeszcze bardziej.
Tymczasem poprzedniczka Partii Reform UK, Partia Brexitu, nie kwestionowała mandatów zajmowanych przez Konserwatystów w 2019 roku. Tym razem partia zajmuje większość mandatów zajmowanych przez Konserwatystów. Oznacza to, że jej przewaga, uzyskana w dużej mierze dzięki zdobyciu w 2019 r. jednego na czterech wyborców torysów, jest obecnie najsilniejsza na takich mandatach – w dużej mierze kosztem konserwatystów.
Ale jak duży jest potencjalny spadek poparcia torysów? Nikt nie może być pewien. Ale los wielu parlamentarzystów torysów może zależeć od odpowiedzi.
Sir John Curtis jest profesorem polityki na Uniwersytecie Strathclyde oraz starszym pracownikiem w Narodowym Centrum Badań Społecznych i Wielkiej Brytanii w zmieniającej się Europie. Jest także współgospodarzem podcastu Trendy.