Susan, trzydziestoletnia artystka, mieszkała w Nowym Jorku, kiedy wybuchła pandemia. Pragnąc uciec od klaustrofobii małego mieszkania, wraz z mężem przeniosła się na północ stanu, aby zamieszkać z przyjaciółmi w rozwijającym się miasteczku w Catskills (populacja: 1000), gdzie mogli wędrować lokalnymi szlakami i łowić pstrągi.
Susan, która prosiła, aby nie używać jej prawdziwego nazwiska, aby uniknąć konsekwencji społecznych, mieszkała w Nowym Jorku od ponad dziesięciu lat, ale jej mąż był zmęczony miejskim zgiełkiem. Para rozmawiała o przeprowadzce do mniejszego miasta, ale pandemia skróciła ich harmonogram. Dzięki napływowi mieszkańców miast desperacko poszukujących przestrzeni osobistej czynsze w modnych społecznościach na północy stanu z dnia na dzień stały się zaporowe, więc kupowanie po prostu miało większy sens finansowy.
Para złożyła ofertę zakupu domu niedaleko znajomych w kwietniu 2020 roku i wprowadziła się pod koniec lata. Ale kiedy już się uspokoili, Susan uderzyła rzeczywistość. Odizolowana od społeczności społecznych i twórczych czuła się wyobcowana i wyobcowana. Może nie jesteś typem osoby, która lubi łowić pstrągi. Może jednak dom na wsi nie był dla niej, a przynajmniej jeszcze nie teraz.
„Teoretycznie podobał mi się ten pomysł, ale nie byłam na to gotowa” – powiedziała mi Susan.
Historia Susan może wydawać się znajoma. Od początku ubiegłego roku nieprzerwany strumień nagłówków wiadomości na Reddicie Wątkii badania rynku Ankiety Pokazało, że duży odsetek osób, które w czasie pandemii dokonały dużych posunięć, teraz ich żałuje. W miarę jak ceny czynszów rosły w dużych miastach i znikały miejsca pracy, osoby pozbawione gotówki szybko wykorzystały bezprecedensową sytuację i spróbowały znaleźć nowe miejsce. Być może, podobnie jak Susan, planowali przeprowadzkę od jakiegoś czasu. A może po prostu chcieli mieszkać gdzieś taniej. Niezależnie od początkowych powodów jasne jest, że rzeczywistość dała wielu z tych ludzi w twarz. Zwłaszcza wielu nabywców domów z pokolenia milenialsów przeniosło się z miast na przedmieścia i obszary półwiejskie, gdzie domy były tańsze, ale z dala od sieci społecznych i zawodowych, które budowali przez całą młodość. Niektórzy mieli trudności z integracją w nowych społecznościach. Wiele osób czuje się odizolowanych od tożsamości, zainteresowań i przyjaciół, które pozostawili.
Wątkiem przewijającym się przez wiele z tych historii jest pogoń za marzeniem, które okazało się w niczym nie przypominać tego, czego się spodziewano – marzeniem o domu z trzema sypialniami, zadaszoną werandą i podwórkiem wystarczającym do zabawy dla kilkorga dzieci i psa bezpiecznie, blisko natury i z dala od zgiełku miasta. Jednak wielu Amerykanów zaczyna zdawać sobie sprawę, że nie ma dobrych opcji. Ponieważ wszystko staje się droższe i trudniej jest nawiązać nowe znajomości, decyzja o tym, gdzie zamieszkać, jest wielowarstwowym kompromisem.
Millenialsi przełamują stare trendy
Historia zwykle wyglądała tak: młodzi ludzie przeprowadzają się do miasta po dwudziestce, aby rozpocząć karierę i poznać nowych ludzi. Potem, gdy dożywają dwudziestego i trzydziestego roku życia, biorą ślub, osiedlają się na przedmieściach i zaczynają mieć dzieci.
Około dziesięć lat temu starsi milenialsi przeciwstawili się temu trendowi. Mniej osób po trzydziestce (w szczególności osób urodzonych w latach 1977–1986) przeprowadziło się na przedmieścia w latach 2011–2021 niż osób w tym samym wieku w ciągu ostatnich dziesięcioleci, powiedział Riordan Frost, starszy analityk ds. badań w Harvard Joint Center for Housing Studies. Poprzedni. Millenialsi stale częściej niż ich poprzednicy mieszkają w miastach. Ten trend niektórzy demografowie przypisują milenialsom „późno” w osiąganiu kluczowych kamieni milowych, takich jak zawarcie związku małżeńskiego, posiadanie dzieci i kupno pierwszego domu. Dojrzewanie po recesji w 2008 r. było wyzwaniem, ale kiedy milenialsi „nadrobią zaległości”, jak głosi teoria, pójdą ich śladem i spakują się do krainy McMansions i zaułków.
Biorąc pod uwagę rosnące czynsze w dużych miastach, wydaje się, że jest to główny czynnik stojący za wieloma posunięciami związanymi z pandemią: ludzie szukają większej powierzchni za cenę, na którą mogą sobie pozwolić.
I dokładnie to zrobili niektórzy milenialsi, gdy wybuchła pandemia. Kiedy uciekli z miast na przedmieścia, wszyscy wyszli. daleko.
„Myśleliśmy, że wybiorą się do bardziej zurbanizowanych obszarów podmiejskich, miejsc, które technicznie są przedmieściami, ale mają bardziej miejski charakter” – Frost, autorka badań Krótki O tym już w marcu – powiedział. „Odkryliśmy jednak, że wyjeżdżali głównie do bardziej odległych i marginalnych obszarów podmiejskich”.
Na czele tej grupy stoją starsi, milenialsi, kupujący domy. Dane z Krajowego Stowarzyszenia Pośredników w Obrocie Nieruchomościami Ustaliło, że w latach 2020–2021 54% nabywców domów w wieku od 31 do 40 lat kupiło domy na przedmieściach lub na osiedlu, a 31% zdecydowało się na zakup w małym miasteczku lub na obszarach wiejskich. Zdecydowaną większość zakupionych przez nich nieruchomości – 88% – stanowiły domy jednorodzinne w zabudowie jednorodzinnej.
Frost i jego współpracownicy odkryli, że ludzie, którzy opuścili miasta z mniejszą liczbą mieszkań i większymi domami, częściej przenosili się na zewnętrzne granice swoich obszarów miejskich. Chociaż w ich analizie nie uwzględniono wyraźnie przyczyn tej tendencji, Frost zakłada, że koszt jest ważnym czynnikiem. „Kiedy ludzie kupują domy, chętniej pójdą o krok dalej, ponieważ chcą kupić coś, na co ich stać” – powiedział.
Biorąc pod uwagę rosnące czynsze w dużych miastach, wydaje się, że jest to główny czynnik stojący za wieloma posunięciami związanymi z pandemią: ludzie szukają większej powierzchni za cenę, na którą mogą sobie pozwolić. Jednak w miarę jak szał na poruszanie się ustępuje i powraca do poziomu sprzed pandemii, wielu twórców pandemii – zarówno milenialsów, jak i inne pokolenia – zyskuje jaśniejszy obraz tego, na co się zapisali.
Nie ma dobrych opcji
Alex Gatien, 38-letni urbanista, opuścił Toronto w maju 2021 r. i udał się do znacznie mniejszego kanadyjskiego miasta, położonego 450 km na wschód, położonego nad rzeką Świętego Wawrzyńca i kilka minut od granicy z USA. Chociaż przeprowadził się, aby znaleźć pracę, koszty życia w Toronto stały się nie do utrzymania. Z biegiem lat widział, jak coraz więcej jego przyjaciół wyprowadza się z miasta, kierunek Stało się to szczególnie widoczne na początku pandemii. Za mniej niż koszt apartamentu typu studio w Toronto Gatien i jego partner kupili wiktoriański apartament z czterema sypialniami i dużym podwórkiem w historycznym centrum ich nowego miasta.
Zrządzeniem losu amerykański ideał posiadania własnego domu jednorodzinnego – wraz z dużą prywatną działką – utrudnił ludziom zakup jakiegokolwiek domu.
Na papierze żyją marzeniem o posiadaniu domu. W rzeczywistości małomiasteczkowy styl życia na przedmieściach wydaje się bardziej kompromisem. „Ludzie żyją w bardziej prywatnym świecie” – powiedział mi Gatien. „Wszyscy wszędzie jeżdżą, co oznacza, że tak naprawdę nie spotyka się ludzi. Nie korzystają z przestrzeni publicznych, takich jak parki, chyba że nie mają własnej przestrzeni na świeżym powietrzu, co każdy ma, chyba że jest biedny”. Choć wiedział, na co się pisze i doceniał niskie koszty życia, Gatien ubolewa nad tym, że dla tego zrezygnował.
Kanada stoi w obliczu kryzysu mieszkaniowego podobnego do tego w Stanach Zjednoczonych, a dylemat, przed którym stoi Gatien, jest tym samym dylematem, przed którym stoi większa liczba Amerykanów. Praca zdalna otworzyła puszkę Pandory z miejscami, które możesz nazwać domem. Różne czynniki, od pogody po bliskość rodziny (niektóre ze sobą sprzeczne), wpływają na decyzje ludzi dotyczące miejsca osiedlenia się. Ale nawet jeśli dokładnie rozważysz dostępne opcje, przeprowadzisz badania i podejmiesz świadomą decyzję, rzeczywistość jałowego rynku mieszkaniowego może być rozczarowująca. Dla wielu jedyne realne opcje są pełne kompromisów.
Jest to problem po części przez nas samych. Zrządzeniem losu amerykański ideał posiadania własnego domu jednorodzinnego – wraz z dużą prywatną działką – utrudnił ludziom kupowanie każdy Rodzaj domu, który z kolei spowodował, że coraz więcej osób opuszczało duże miasta w poszukiwaniu tańszych miejsc.
Weźmy na przykład Susan, nowojorską artystkę. Jej przeprowadzka na północ stanu była podyktowana okolicznościami i pragmatyzmem gospodarczym oraz polegała na porzuceniu życia w wielkim mieście na rzecz wolniejszego tempa życia w kraju. Była to także przysługa dla jej męża, który nigdy nie zaznał spokoju w zgiełku wielkiego miasta. Ale kiedy transakcja została sfinalizowana i otrząsnęła się z początkowego szoku, rozgrzała się do tego, co nazywała „fantazją” posiadania domu z podwórkiem blisko natury, zwłaszcza jeśli ona i jej mąż postanowili go rozpocząć. rodzina. „Nie było to coś, do czego żadne z nas dążyło całym sercem, ale kiedy już zrobiliśmy ten krok, pokochaliśmy te możliwości” – powiedziała o możliwości założenia rodziny.
Ten ideał jest bardziej zakorzeniony w amerykańskiej kulturze – i jej polityce mieszkaniowej – niż mogłoby się wydawać. „W historii Ameryki chęć posiadania niezależnego domu i przynajmniej jednej działki sięga co najmniej końca XVIII wieku” – powiedział Alexander von Hoffmann, urbanista i historyk, który pracuje również w Harvard Joint Center na Studia Mieszkaniowe. .
Wraz z rozwojem miast i rozwojem ich gospodarek pojawiły się gęsto zaludnione budynki mieszkalne i osiedla wielorodzinne, aby pomieścić ludzi pracujących w portach, na kolei i obiektach przemysłowych, wokół których zbudowano te miasta. „Na początku XIX wieku rynek mieszkaniowy był rozdrobniony ze względu na zdolność do płacenia” – kontynuował von Hoffmann. „Nawet w dolnych partiach rynku, tam gdzie było to możliwe, zawsze istniała tendencja do posiadania domu, najlepiej wolnostojącego, z podwórkiem.”
To całkowicie rozsądne, że ludzie chcą stabilnego, wygodnego i bezpiecznego środowiska życia, ale to samo dotyczy wszystkich innych osób.
Sandro Galea, dziekan Szkoły Zdrowia Publicznego Uniwersytetu Bostońskiego
To uparte dążenie do własności jednorodzinnej zamiast gęstszej zabudowy mieszkaniowej doprowadziło do powstania restrykcyjnych przepisów dotyczących zagospodarowania przestrzennego budynków mieszkalnych oraz ograniczeń w budowie nowych, niedrogich mieszkań, które napędzają obecny kryzys mieszkaniowy. Niektórzy mogą nazwać to NIMBYizmem. Sandro Galea, epidemiolog i dziekan Szkoły Zdrowia Publicznego Uniwersytetu Bostońskiego, używa wyrażenia „Podmiejski puls„.
„To całkowicie rozsądne, że ludzie chcą stabilnego, wygodnego i bezpiecznego środowiska życia, ale to samo dotyczy wszystkich innych, a to, czego chcemy dla siebie, nie powinno odbywać się kosztem tego, czego powinniśmy chcieć wspólnie” – powiedziała mi Galea.
Innym produktem ubocznym zarówno rygorystycznej polityki zagospodarowania przestrzennego, jak i norm dotyczących obszarów podmiejskich jest upadek „trzecich przestrzeni”, takich jak kawiarnie i biblioteki publiczne, w których ludzie mogliby spędzać czas i spotykać się z innymi przez dziesięciolecia. Bez takich przestrzeni do gromadzenia się współczesne przeszczepy narządów mogą być szczególnie trudne Zaprzyjaźnić się W swoich społecznościach.
Zarówno ci, którzy zostają w miastach i obserwują gwałtowny wzrost czynszów, jak i ci, którzy wybierają tańsze miejsca, odczuwają ciężar tego samego dylematu. Mieszkasz w małym, drogim mieszkaniu blisko znajomych? A może zrezygnowałbyś z często samotnego marzenia o domu jednorodzinnym?
Dla Susan korzyści płynące z życia na wsi nie do końca zrównoważyły koszty. Kilka miesięcy temu ona i jej mąż znaleźli najemcę domu i wrócili do miasta. Powiedziała, że wynajęcie mieszkania w mieście, w którym wyobrażała sobie życie dziesięć lat temu, czasami wydaje się krokiem wstecz. Nie jest pewna, jak długo pozostaną, zanim wrócą na północ stanu. Z drugiej strony, po raz pierwszy od lat czuje się sobą.
Kelly Maria Cordoki Dziennikarz zajmujący się biznesem, technologią i kulturą. Ma siedzibę w Nowym Jorku.